OK

OK Cancel

Thank you

Close

Arbutyna - czy faktycznie jest toksyczna?

Arbutyna jest naturalnym składnikiem grupy dermokosmetyków, mających zwalczyć problem plam posłonecznych, przebarwień, trądziku czy na przykład pękających naczynek krwionośnych. Chociaż to substancja bardzo skuteczna w działaniu, Unia Europejska uznała ją za “potencjalnie niebezpieczną”. Jednak na czym w istocie polega jej toksyczność? I dlaczego krem z arbutyną jest tak bardzo popularny w Azji, a maść z hydrochinonem łatwo dostępna w Stanach Zjednoczonych?

Arbutyna - czy faktycznie jest tak toksyczna jak hydrochinon

Arbutyna - dar od natury

Arbutyna jest naturalnym składnikiem kosmetycznym pozyskiwanym z jagód mącznicy lekarskiej, borówki brusznicy oraz z liści gruszy pospolitej i bergenii. Ze względu na swoje właściwości przeciwbakteryjne i rozjaśniające, stanowi jeden z najefektowniejszych substancji depigmentacyjnych pochodzenia naturalnego. Dlatego też zastosowanie arbutyny to w głównej mierze produkcja niewielkiej grupy dermokosmetyków (kosmetyków aptecznych), maści oraz leków mających wspomóc walkę z plamami słonecznymi na twarzy, przebarwieniami, trądzikiem oraz mankamentami skóry naczynkowej.

Hydrochinon - niebezpieczeństwo ujarzmione

Mimo tego, że arbutyna jest bardzo skuteczna, powszechnie uważa się ją za substancję toksyczną. Przede wszystkim dlatego, że z chemicznego punktu widzenia, jest glukozydem hydrochinonu, który może powodować niebezpieczne skutki uboczne. I mowa tu nie tylko o podrażnieniu, uczuleniu czy alergii. Liczne badania potwierdzały, że hydrochinon jest silnie toksyczny, a nawet posiada potencjał rakotwórczy. I chociaż do lat 60. ubiegłego wieku uznawano krem z hydrochinonem za antidotum na przebarwienia, rosnąca fala argumentów przemawiających za jego szkodliwością doprowadziła do tego, że w 2001 roku Unia Europejska określiła hydrochinon jako “niebezpieczny”, zakazując jednocześnie stosowania go do produkcji kosmetyków. Była to regulacja prawna, która odbiła się echem na substancjach takich, jak arbutyna. Jej dobroczynne dla skóry właściwości zostały obarczone etykietą “toksyczne”, a każda próba jej zastosowania wiązała się z wieloma obawami. 

Na arenie światowej decyzje UE budzą wątpliwości, ponieważ zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Azji bez problemu można dostać preparaty pielęgnacyjne, których formuła oparta jest na hydrochinonie. W USA jego 2% stężenie dostępne jest bez recepty. W Japonii i Korei w zasadzie rzadko można znaleźć kosmetyk bez arbutyny.

Arbutyna - alternatywa dla hydrochinonu

Arbutyna w istocie jest naturalnym hydrochinonem, więc może kojarzyć się z czymś niebezpiecznym. Jednak zważywszy na jej budowę oraz sposób działania, okazuje się, że nie jest ani toksyczna, ani niebezpieczna dla zdrowia. Zgadza się, że arbutyna rozpada się na cząstki hydrochinonu, ale badania naukowe potwierdziły, iż ten związek występuje w znikomej ilości, ulega degradacji i nie przenika do komórek melaniny. Tak więc naturalny hydrochinon, w przeciwieństwie do tego wytworzonego w laboratorium, nie jest inwazyjny, niebezpieczny, czy szkodliwy. Bowiem o ile ten pierwszy hamuje rozwój barwnika skóry, przy czym działa cytostatycznie na melanocyty (wstrzymuje proces ich namnażania), o tyle ten drugi ogranicza się jedynie do zahamowania produkcji barwnika skóry, nie odbijając się na kondycji jego komórek. Dzięki tym faktom arbutyna przestała pokutować. Dziś przemysł kosmetyczny bardzo często sięga zarówno po jej czystą, jak i zawartą w wyciągach roślinnych formę (por. Vichy Peeling Idealia), którą wzbogaca, np. krem na przebarwienia, trądzik, czy stany zapalne. Ponadto arbutyna, będąc naturalnym filtrem przeciwsłonecznym, doskonale sprawdza się w kosmetykach ochronnych.
Konkluzja jest jasna: jeśli chodzi o substancje depigmentacyjne arbutyna zyskuje przewagę nad hydrochinonem, stanowiąc jego bezpieczną i równie skuteczna alternatywę!

go to top